Logo

Ciekawe czasy polskiej energetyki

Ciekawe czasy polskiej energetyki

Rafał Rajczyk – Politechnika Częstochowska
Ekspert e-Komitetu Doradczego


O gruntownej reformacji sektora energetycznego dyskutuje się od co najmniej 20 lat. Ciągle jednak jest więcej pytań niż odpowiedzi, a na rozwiązanie istotnych problemów nie ma żadnych pomysłów. Jak mówi stare chińskie przekleństwo „Obyś żył w ciekawych czasach”.

W obecnej sytuacji odnosi się to niestety jak najbardziej do polskiego sektora energetycznego. Trudno chyba wyobrazić sobie gorszy scenariusz, w którym wymienić można między innymi nieuniknione podwyżki cen energii elektrycznej i ciepła dla gospodarstw domowych. Ceny energii elektrycznej biją rekordy w całej Europie, na co składają się rosnące skokowo ceny gazu, decyzja Moskwy o ograniczeniu dostaw gazu przez Ukrainę, czy też rozpędzanie się gospodarek po spowolnieniu związanym z pandemią. Na ceny energii oczywisty wpływ mają tez ceny uprawnień do emisji, które w obecnej chwili przekraczają 60 EUR za tonę wyemitowanego dwutlenku węgla. Zaskakująco wysokie, biorąc pod uwagę prognozy jeszcze sprzed kilku lat. Do tego dochodzi jeszcze spór wokół Kopalni Węgla Brunatnego Turów, która jest właściwie jedynym zakładem dostarczającym węgiel brunatny do zlokalizowanej niedaleko Elektrowni Turów.

Bardzo trudno o tym mówić, szczególnie na Śląsku, który przecież ma ponad stuletnie tradycje górnicze, ale węgiel nie ma w energetyce i ciepłownictwie żadnej przyszłości. Prognozy jeszcze sprzed pięciu lat zakładały opłacalność wytwarzania energii z węgla, ale nikt nie przewidział wzrostu cen uprawnień do emisji do dzisiejszego poziomu. Najbardziej „odważne” symulacje zakładały że w perspektywie 2030 roku mogą one wzrosnąć do 30 EUR/Mg CO2, a obecnie czyli w 2021 roku testujemy już wartość ponad 60 EUR. Pandemii oczywiście nikt nie mógł przewidzieć, ale jej wpływ na sektor energetyczny jest przeceniany i w rzeczywistości nie jest usprawiedliwieniem dla wieloletniej bezczynności w zakresie reformy energetyki. Z kolei nie aż tak trudno było też przewidzieć, że Komisja Europejska zaostrzy kurs w stronę całkowitej bezemisyjności. Były liczne sygnały wskazujące na to, że od węgla trzeba uciekać, zagraniczne koncerny takie jak Vattenfall czy EDF odsprzedały swoje aktywa w Polsce. My natomiast karmiliśmy się złudzeniami, że węgiel można uratować, albo uczynić mniej emisyjnym. Testowane były różne rozwiązania takie jak zgazowanie węgla, podziemne zgazowanie węgla, zgazowanie węgla za pomocą CO2, wychwyt i separacja dwutlenku węgla oraz jego składowanie. W rezultacie przekonaliśmy się, że rozwiązania te są zbyt skomplikowane technicznie lub zupełnie nieopłacalne, albo jedno i drugie. Postawiliśmy pomniki dla nierentownej generacji energii elektrycznej z węgla w postaci nowych boków o wielkich mocach (Kozienice – 1075MW, Jaworzno 910MW, Bełchatów 858MW). Owszem, blok energetyczny o takiej mocy jest bardziej efektywny w porównaniu do standardowych rozwiązań.

Powiedzmy, że ma wyższą sprawność o kilka punktów procentowych, emituje też nieco mniej CO2 na jednostkę wytworzonej energii elektrycznej. Ale wielki blok nie rozwiązuje żadnych problemów, w dalszym ciągu spala węgiel, w dalszym ciągu emituje CO2. Jakby tego było mało, w sytuacji kiedy taki kocioł musi przejść remont, tak jak to się dzieje obecnie w Elektrowni Jaworzno, z systemu energetycznego ubywa 910 MW mocy, co jest zdecydowanie większym problemem, niż kiedy „wypadnie” pozaplanowo standardowy blok o mocy 200-300 MW.

Wracając do Elektrowni Turów, miałem kilka – kilkanaście lat temu przyjemność współpracować z tym zakładem, przede wszystkim w zakresie technologii fluidalnego spalania, jak również współspalania biomasy. Problem sporu z sąsiadami na osi kopalnia odkrywkowa – znajdująca się bardzo blisko granica na Nysie Łużyckiej znany był od dawna. Podobnie jak problemy z emisją hałasu, zadymieniem podczas rozpalania kotłów czy też zanieczyszczeniem światłem – ze znajdujących się w pobliżu Elektrowni (i granicy) olbrzymich szklarni. Owszem, w międzyczasie wykonano jedną poważną inwestycję związaną z ochroną środowiska, w nowoczesną instalację odsiarczania mokrego. Co jeszcze? – postawiono nowy kocioł pyłowy na węgiel brunatny o mocy 496 MW… Co on zmieni? – jeszcze bardziej zwiększy zapotrzebowanie na węgiel brunatny, czytaj trzeba go będzie wydobywać jeszcze bliżej granicy.

W tym sporze najbardziej współczuję personelowi Elektrowni i Kopalni i ich rodzinom. Oni nie ponoszą winy za spór z Republiką Czeską. Ci ludzie od lat związali swoje losy z wielkoskalową energetyką, w tym rejonie nie ma właściwie innych możliwości zatrudnienia. Wiele razy dotykały ich przeciwności losu, takie jak powódź w roku 2010, kiedy stoczyli walkę o utrzymanie produkcji (w tamtym okresie konieczne było utrzymanie przynajmniej jednego kotła pod parą w celu późniejszego rozpalenia pozostałych), czy też pożar w roku 2012, spowodowany głównie niską jakością sprowadzanego peletu z biomasy (czytaj „optymalizacją” kosztów). Czesi i Niemcy też mają odkrywki, ale dalej od granicy. Słabe to dla nas usprawiedliwienie, tym bardziej że akurat ten spór nie dotyczy spraw związanych z emisjami do powietrza.

Nasze możliwości wypełniania zobowiązań w zakresie produkcji energii z OZE, realizowane „domowymi” sposobami uległy wyczerpaniu. Mówiąc o domowych sposobach, mam na myśli rozwiązania nisko inwestycyjne (współspalanie biomasy), przerzucanie części zobowiązań na obywateli (instalacje fotowoltaiczne) i inne eksperymenty jak kilkukrotne zmiany systemu wsparcia wytwarzania energii w źródłach odnawialnych, które pozwoliły nam jakoś doczołgać się do 15% udziału OZE w wytwarzaniu energii elektrycznej.

W międzyczasie udało nam się jeszcze wylać dziecko razem z kąpielą, poprzez ustawę odległościową (tak zwane 10H), która w założeniu miała ucywilizować sposób lokalizacji elektrowni wiatrowych na lądzie, a w rezultacie prawie całkowicie zablokowała możliwość powstawania takich farm. Dalej niewiele da się zrobić bez solidnych zmian, w tym zmian w sieci przesyłowej, która również nie jest dostosowana do współpracy z pogodo-zależnymi instalacjami OZE (zakładamy że będzie ich przybywać, zatem problemy z regulacyjnością jeszcze się zwiększą).

Co zatem można zrobić? Moim zdaniem nie ma innego wyjścia niż jak najszybsze uruchomienie przynajmniej paru elektrowni jądrowych. Nie jestem bynajmniej lobbystą energetyki jądrowej – proszę mnie źle nie zrozumieć. Zdaję sobie sprawę z tego, że tak jak wskazuje wiele osób uczestniczących w dyskusji na temat energii jądrowej, nie mamy ani paliwa, ani technologii, ani też wykwalifikowanej i doświadczonej kadry. Po prostu nie widzę żadnej innej sensownej alternatywy. W ostatnich dniach dwaj znani biznesmeni podjęli wspólną decyzję o powołaniu spółki, której celem będzie uruchomienie kilku małych reaktorów jądrowych SMR. Obaj Panowie znajdują się na liście najbogatszych Polaków. Jak się tam znaleźli? Otóż podjęli więcej trafnych decyzji biznesowych, niż chybionych. Jakie z tego wnioski – można przyjąć, że i ten projekt im się opłaci. Na pocieszenie pozostaje fakt, że energia jądrowa co prawda ma najwyższe koszty inwestycyjne, ale późniejsza produkcja jest z kolei jedną z najtańszych w porównaniu do innych źródeł. Niektórzy twierdzą też, że będzie to skok cywilizacyjny. A właściwie doskok, bo przecież sąsiedzi już mają elektrownie jądrowe, chociaż niektórzy wyłączone.

A co z odnawialnymi źródłami energii – oczywiście potrzebujemy ich jak najbardziej. Ze środowiska eksperckiego słychać takie głosy, że my możemy odejść od węgla, ale potrzebujemy na to więcej czasu. Ale problem w tym, że ten czas już był, a my go zmarnowaliśmy. Zmarnowaliśmy na poszukiwanie cudownego wyjścia, na coś co z dnia na dzień zastąpi nasz węgiel. Ale takiego wyjścia niestety nie ma i żadne OZE w pojedynkę nie da rady. Potrzebujemy wszystkich źródeł, bo przecież energetyka jądrowa to będzie kilkanaście procent generacji, może kilkadziesiąt. W zakresie rodzaju i ilości źródeł OZE wyciągajmy wnioski z dotychczasowych doświadczeń. Wiemy już, że spalanie biomasy w dużych kotłach ma niewiele wspólnego z ekologią, jak również indywidualne spalanie drewna w celach grzewczych, mocno krytykowane chociażby przez działaczy Polskiego Alarmu Smogowego. Dlatego wybierajmy małe lokalne ciepłownie, tam gdzie spaliny można odpylać, a promień dostaw biomasy jest nieduży. Postawmy na biogazownie. Do energii wiatrowej na lądzie też powinniśmy się przekonać, elektrownie wiatrowe już kilka razy uratowały nas przed deficytem mocy, szczególnie w lecie. Oczywiście w sensownych proporcjach, ale przecież mamy od kogo się uczyć, problemy z nierównomiernością wytwarzania energii są znane i można je mitygować poprzez połączenia z sieciami elektroenergetycznymi sąsiadów. Do gazu powinniśmy podchodzić z rezerwą, bo wiele wskazuje na to, że gaz jako paliwo które też przecież emituje CO2 ostatecznie tak jak węgiel zostanie wyeliminowany z unijnej energetyki. Budowa nowego systemu energetycznego przypominać powinna dobrze zaplanowaną renowację muru z cegieł. Codziennie dokładamy parę nowych cegiełek i zastępujemy zużyte. W ten sposób powstanie kiedyś nowy mur, który nie będzie już zawierał przysłowiowych kamieni węgielnych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *